niedziela, 27 lutego 2011

Ice Hawaii

Na koniec sezonu najlepszy dzien jezdzenia. 4h pieknej zabawy w pelnym sloneczku z wiatrem dochodzacym do 20wezlow... Gdyby warstwa sniegu byla odrobine grubsza, wtedy warunki bylyby "nieskazitelnie idealne", ale podobno nie o to chodzi by zlapac kroliczka tylo o to by go gonic...
Najpierw pare halsow rozgrzewkowych, pozniej troszke racingu pod przewodnictwem Tomka Janiaka. Niestety moja tepa krotka deska nie pozwolila mi nawiazac walki w krotkich wyscigach po sledziu. Zecydowanie lepiej bylo w dlugiej halsowce na kemping Chalupy 4. Fajna sprawa, napewno w przyszlym roku pomysle o lepszej desce by moc pojezdzic z chlopakami na wyscigowe ustawki.

Gdy wiatr rozkrecil sie na dobre, moja krawedz nie trzymala juz wcale na kursach pod wiatr wiec zrezygnowalem z wyscigow i jezdzilem juz bez cisnienia, podskakujac gdy tylko naszla mnie ochota, czyli co parenascie metrow :D

Ponizej pare fotek Ani Gorzałczyńskiej cyknietych na sam koniec sesji:



Dzis kolejny dzien dobrych warunkow, slonca nie ma ale jest to co najwazniejsze snieg i wiatr..

piątek, 25 lutego 2011

3miejsce na Quiksilver Wave Session 2010 !!!

Quiksilver WaveSession2010 from DZIDA PRODUCTION on Vimeo.


Najbardziej oczekiwana impreza w funboardowym swiatku windsurfingowym w Polsce odbyla sie nie bez klopotow. Poczatkowo dobra prognoza, nie przyniosla wymarzonych warunkow w lebie i po 1h naradzie komisja sedziowska przeniosla zawody do Jaroslawca. Dla mnie bylo to pierwsze plywanie po 2miesiecznej przerwie spowodowanej kontuzja prawej dloni.
Juz pierwszy heat przyniosl mi mnostwo emocji, po bardzo dobrym poczatku na 6 czy 8 halsie dopadla mnie spora fala i gdy sie wynurzylem po mieleniu okazalo sie, ze deska odlaczyla sie od pednika. Kazdy kto to przezyl to na morzu wie, ze deski nie da sie juz dogonic. Cierpliwie plynalem zabka trzymajac jedna reka pednik do samego brzegu, w przyboju zrobilo sie nieciekawie, ale to nie byl moj pierwszy raz wiec wiedzialem co robic. Pozniej czekal mnie jeszcze sprint po plazy do wyplutej przez morze deski. Mysle ze cala akcja trwala okolo 1h i gdy dohalswoalem sie spowrotem bylem juz totalnie wyczerpany. Na moje "nieszczescie" okazalo sie, ze to co zrobilem wystarczylo zeby awansowac i za chwile startuje w nastepnej rundzie... Kolejne rundy bez wiekszych przygod, oprocz tego, ze zupelnie nieprzygotowana po kontuzji reka i zmeczone po przygodzie cialo odmawialo mi posluszenstwa.
Warunki byly trudne wiatr zmienny, akwen nieznany. Wiedzialem, ze konkurenci maja problemy z ladowaniem swoich trickow bo albo w silniejszych podmuchach je przerotowuja, albo gdy wiatr slabnie ich niedokrecaja. Skupilem sie tylko na tym co umiem, mialem maly zagiel i malo sily wiec wszystkie rotacje wykonywalem powoli i tylko wtedy gdy byla odpowiednia moc - przez cale zawody wyglebilem moze dwa skoki.


Z racji tego, ze mam jeden maszt moglem otaklowac jeden pednik, wybralem mniejszy gdyz wiedzialem, ze bedzie problem z kondycja. Na malym zaglu moglem lapac fale tylko dalej od brzegu, inaczej niz reszta zawodnikow, ktora lapala je blisko przy komisji. Ich fale byly szybsze, moje z kolei byly wieksze i dluzsze. Na moje szczescie sedziowie nie ograniczali zbytnio strefy pokazow wiec dla mnie wybor byl oczywisty - im wieksza fala tym wiecej punktow.

Heat finalowy plynalem tylko i wylacznie sila woli, wystartowalem w nim minute po wszystkich i skonczylem 2 wczesniej. Zrobilem to co umiem i wiedzialem, ze teraz wszystko zalezy od skutecznosci konkuretow. Moich umiejetnosci i sil wystarczylo na 3miejsce. Pierwsza dwojka byla poza zasiegiem wiec po 4miejscu w 2008 zrobilem zyciowe.

wtorek, 22 lutego 2011

Speedkiting

Marzenie o snowkitowych warunkach w ktorych osiagana predkosc w baksztagu bedzie przyprawiala mnie o bolacy pecherz zostalo spelnione - po czesci. Wiatr idealny, lod idealny, grubosc warstwy sniegu tez idealna... zawiodl czlowiek czyli ja, a dokladniej nieprzygotowany sprzet. Zeby moc wycisnac wszystko z natury najpierw trzeba przygotowac odpowiednio sprzet - czyt. naostrzyc krawedzie snowboardowe. Mimo wszystko zabawa byla przednia, max predkosc wedlug gps wyniosla 76km/h. Pozostal niedosyt, poniewaz gdzies w pamieci jest ten dzien sprzed roku, kiedy udalo sie zgrac wszystkie elementy, predkosci byly kosmiczne, szkoda, ze niemielismy zadnego gps'a by sprawdzic predkosci naszych przejazdow.

Ponizej pare filmikow z dnia:

piątek, 11 lutego 2011

Partnerka serfera... ;)

ehh ten odwieczny dylemat kazdego serfera - "plywanie czy randkowanie". Przy odrobinie checi wilk moze byc syty i owca pozostanie cala: